To był koniec. Wiedziała o tym. Jej cholerna intuicja
bezczelnie o tym przypominała. Nic nie mogło być normalne. Jej życie, to
cholernie beznadziejny kabaret. Wszystko szło nie tak, jak sobie zaplanowała,
nie tak, jakby tego rzeczywiście chciała.
Mijała się ze świętym spokojem już od chwili swoich
narodzin.
Najgorsze było to, że los odbierał jej najbliższych.
Najpierw byli rodzice, których nie miała nawet szansy poznać, a teraz
dziewczyna, która była dla niej kimś bardzo ważnym. W niektórych przypadkach,
rodzina, to tylko więzy krwi. Ku ironii, okazuje się, że największe wsparcie
znajdujemy wśród całkowicie obcych osób, które z biegiem czasu, stają się
najważniejsi. Przecież wszyscy mamy prawo do nawiązywania jakichkolwiek
relacji, bez względu na wszystko.
Kiedy rudowłosa dziewczyna znalazła się w skrzydle
szpitalnym i ujrzała swoją przyjaciółkę, musiała oprzeć się o najbliższą
ścianę, aby przypadkiem do niej nie dołączyć.
Pani Pomfrey podawała poszkodowanej jakieś lekarstwo,
a Harry Potter i Ron Weasley zajmowali miejsca obok łóżka ich wspólnej
przyjaciółki. Alexandraise Ross nie miała odwagi do tego, aby podejść bliżej,
tym bardziej, że nie była zbytnio akceptowana przez chłopców.
Hermiona Granger została brutalnie zaatakowana i w tej
chwili nie była nawet przytomna. Jej twarz przybrała barwę śnieżnobiałej bieli.
W kącikach ust można było dostrzec zaschniętą krew, którą młoda Gryfonka
wymiotowała średnio co pół godziny. Pani Pomfrey musiała mieć dziewczynę cały
czas na oku, aby ta przypadkiem nie zakrztusiła się swoimi własnymi
wymiocinami. Kobieta zastanawiała się nawet nad przetransportowaniem dziewczyny
do szpitala Świętego Munga. Hermiona leżała w takim stanie już od miesiąca.
- Niepotrzebnie tutaj przychodzisz – Alexandraise mało
co nie podskoczyła, kiedy nagle odezwał się Ron Weasley. Jego ton na pewno nie
brzmiał przyjaźnie. Obserwował dziewczynę wzrokiem pełnym pogardy, a dłonie
zacisnął w pięści. – Maszczą się na niej za ciebie! – syknął, nie szczędząc kolejnego
spojrzenia pełnego goryczy.
Przyjaźń, która łączyła obie dziewczyny, była czymś w
rodzaju zakazanego owocu. Obie należały do innych domów, które – o zgrozo –
rywalizowały ze sobą od dawien dawna. Ale jednak stało się tak, że los pchnął
te dwie ku sobie. Nie powinno się zadawać sobie pytania: dlaczego? Czasami w
życiu dzieją się takie rzeczy, które ciężko racjonalnie wytłumaczyć. Przyjaźń
obu dziewczyn z pewnością można było zaliczyć do tych wręcz irracjonalnych.
Ross, nie zauważyła nawet, kiedy do jej oczu
nagromadziły się łzy. Wzięła głęboki oddech i postanowiła nie dopuścić do
rozklejenia się przy Weasley’u i Potterze. Nie chciała, aby ktoś widział jak
bardzo to wszystko przeżywała.
- Panna Granger potrzebuje teraz spokoju. Wydaje mi
się, że wszyscy powinniście opuścić skrzydło. Ona się raczej… nie wybudzi… na
razie. – odezwała się pani Pomfery, obdarowując wszystkich współczującym
spojrzeniem.
- Jak to? – zapytał zdenerwowany Ron. – Jak to raczej? Co to znaczy? To żart, tak?
- To oznacza, panie Weasley, że nie pomoże pan swojej
koleżance, rozsiewając wokół negatywną energię.
Kobieta nie musiała nawet zbytnio podnosić tonu, aby
trójka uczniów posłuchała się jej. Wszyscy skierowali się do wyjścia.
Alexadnraise przyspieszyła kroku, aby nie znaleźć się bliżej chłopców, kiedy
nagle któryś z nich pociągnął ją energicznie za skrawek szaty.
- Mogłabyś dać nam wszystkim w końcu spokój? Czy to,
co się stało miesiąc temu, nie dało ci powodów do myślenia? – Ron był
nieugięty. Nienawidził wszystkich Ślizgonów, a Ross na pewno nie była żadnym
wyjątkiem. Przecież to kolejna, wyrozumiała, obślizgła jaszczurka kierująca się jedynie własnymi interesami.
Dziewczyna zacisnęła mocno wargi i spojrzała na obu
Gryfonów. Z jednej strony Harry Potter, Wybraniec, dziecko nadzieja, chodząca
szansa na lepsze jutro, a paradoksalnie, w tej właśnie chwili, nie potrafił
wypowiedzieć ani jednego słowa. Nie miał w sobie nawet na tyle odwagi, aby choć
przez chwilę spojrzeć się w stronę Alexandraise, która nie była niczemu winna i
nie miała żadnego związku z wypadkiem ich przyjaciółki. Potter doskonale o tym
wiedział.
Z drugiej, uparty Ron Weasley, przypominający
nastroszonego koguta, gotowego do walki. Z tym, że Ross, żadnej walki nie
zamierzała podejmować. Zależało jej jedynie na tym, aby Hermiona wyzdrowiała. Prowadzenie
otwartego konfliktu z chłopcami nie pomogłoby w czymkolwiek, a poza tym Granger
nie chciałaby tego.
- Hermiona, to również moja przyjaciółka – powiedziała
pewnym siebie tonem – Nie zamierzam dać jej spokoju, zwłaszcza teraz.
- Udowodnię, że maczałaś w tym swoje brudne paluchy.
Ty i reszta sługasów tego poprańca!
- Powodzenia!
***
- Albusie Dumbledore, czy ty właśnie straciłeś nad tym
wszystkim kontrolę? – zastanawiał się Severus Snape, znajdując się naprzeciw swojego
rozmówcy. Bystre oczy starego dyrektora utkwione były w jego młodszym koledze.
Pozwolił sobie nawet na lekki uśmiech, choć zważając na powagę sytuacji i ton
Mistrza Eliksirów, mógłby sobie darować.
- Jak to dobrze, że mam ciebie.
- Nie ironizuj, nie teraz. Granger leży już od
miesiąca.
- Dobrze o tym wiem, Severusie.
- Dobrze o tym wiesz, ale nie zrobiłeś nic, aby
rozwiązać tę sprawę. Trucizna, którą wypiła, wyniszcza ją od środka. Beozar nic
tutaj nie wskóra. Jedyne, co mogłem zrobić, to rozpoznać jaki to rodzaj magii. Wszystkie
moje antidota wysiadają. To czarna magia, Dumbledore. Czarna, jak twoja ręka.
- Chciałbym przyspieszyć proces zbliżającej się wojny.
Wydaje mi się, że wypadek z panną Granger to ostrzeżenie. Wielka szkoda, że
padło akurat na nią.
- Niewiarygodne z jakim spokojem mówisz o tym
wszystkim. – prychnął Snape.
- Niewiarygodne jak przejąłeś się losem tej
dziewczyny. – Severus puścił tę uwagę mimo uszu.
- Rosier uważa, że to nagonka na uczniów mugolskiego
pochodzenia. Wydaje mi się, że przesadza. Wypadek z Granger był pierwszym…
-… i całkiem prawdopodobne, że nie ostatnim – odparł spokojnie
starzec. – Tom zaczyna tryumfować.
Bardzo wyczekiwałam pierwszego rozdziału. Jest wspaniały. Ogromnie ciekawi mnie dalszy rozwój wydarzeń! Trzymaj się. :)
OdpowiedzUsuńSuper mi to czytać! Motywuje mnie to. Postaram się aby rozdziały pojawiały się częściej :)
UsuńByłoby naprawdę świetnie :) Powodzenia dużo, dużo weny!
UsuńCześć! :)
OdpowiedzUsuńZ wejścia mówię: rozdział zdecydowanie za krótki.
Jestem przyzwyczajona do dłuższych, a tutaj przeczytanie mi tego zajęło zaledwie 3-4 minuty. Nie wiem, czy szybko czy nie.
Ale może do treści...
Jejku, Hermiona w skrzydle szpitalnym. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego cało.
I nie lubię Rona - nie lubiłam, nie lubię i nie polubię. xd A po tym incydencie, to już w ogóle.
I zaciekawiła mnie rozmowa Snape'a z Albusem. Wynika z niej, że Miona jest naprawdę w poważnym stanie. Ojoj...
To chyba tyle.
Przepraszam, że tak króciutko, ale nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać. :P
Pozdrawiam i weny życzę! ^^
http://dramione-zapomnijmyoprzeszlosci.blogspot.com/