Draco,
Nie jest łatwo bez
Ciebie i ojca. To tylko zwykły list, ale możesz sobie jedynie wyobrazić, ile
kosztowało mnie jego napisanie.
Pierwsza Święta
bez Was, to coś, co będę musiała jakoś przeżyć. Niezwykle trudno mi udawać, a
jeszcze trudniej jest płaszczyć się przed kimś, kogo obwinia się za całe to
nieszczęście.
Obiecaj mi, synu,
że przetrwasz to wszystko. Wierzę, że masz w sobie więcej sprytu, niż Twój
ojciec, i więcej odwagi, niż ja, aby móc dzielnie przez to przebrnąć.
Musisz być silny i
wytrwały. Jesteś moją nadzieją, Draco. Od zawsze byłeś.
Wesołych Świąt,
Narcyza M.
- Wesołych świąt – powiedział sam do siebie Draco, ściskając
w dłoni zwitek pergaminu. Przełknął głośno ślinę i oddał widokowi znajdującemu
się naprzeciw niego. Błonia pokryte były potężnym, białym puchem, a jezioro
uwięzione pod taflą grubego lodu. Przez chwilę pomyślał, że fajnie byłoby tak
beztrosko poślizgać się na nim, dokładnie jak kiedyś, ale od razu wybił sobie z
głowy tą głupią myśl.
Nie mógł przyzwyczaić się do nowej sytuacji, choć
wiedział, że nie pozostało mu już nic innego, jak tylko ją zaakceptować. Został
wybrany i nie było już odwrotu. Drugi semestr minie szybciej niż poprzedni, i
zanim się obejrzy, będzie stał twarzą w twarz z jednym z największych
czarodziejów wszech czasów.
Myśl ta sprawiała, że paradoksalnie tracił pewność
siebie. Z dnia na dzień. Nie mógł słowami opisać strachu, który towarzyszył mu
na każdym kroku. On, Draco Malfoy, książę
Slytherinu, był tchórzem. Zaśmiał
się na wspomnienie tego żałosnego pseudonimu, którym uraczyła go jakże
kreatywna i wspaniałomyślna Pansy Parkinson. Jeszcze niedawno bardzo mu to
schlebiało. Każde podobne określenie karmiło jego przeogromne ego, ale teraz
mógł jedynie wstydzić się za to, co kiedyś było dla niego najważniejsze.
Był nadzieją dla swojej matki. To była motywacja.
Największa na świecie. Choć strach rósł z dnia na dzień, gdzieś tam w głębi
serca czuł, że musi zrobić to dla niej. Nie mógł dopuścić do tego, aby nadal
cierpiała. Nie mówiła tego otwarcie, ale domyślał się o każdej nieprzespanej
nocy, o każdych łzach i zmartwieniu. Nie zamierzał być ofiarą. Musiał pokazać,
na co go stać. Przecież z jakiegoś powodu On wybrał go. Nie chodziło o nikogo
innego.
Westchnął ciężko, obrócił się na pięcie i kierował się
w stronę zamku, w którym czuł się jeszcze bezpiecznie.
***
- Severusie… - usłyszał cichy syk w swoim uchu –
Musisz dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Ona bardzo mnie ciekawi.
Mężczyzna stał dzielnie wyprostowany. Wiedział, że
prędzej czy później będzie tego od niego oczekiwał. Można było powiedzieć, że
był już na to przygotowany.
- Tak, panie – powiedział, najbardziej przekonywującym
tonem – Dla ciebie wszystko
- Mam pewne podejrzenia – oznajmił Czarny Pan, stając
naprzeciw Snape’a, utkwiwszy w nim spojrzenie swoich czerwonych oczu – musisz
dowiedzieć się na jej temat wszystkiego, mój drogi Severusie. Polegam na tobie
– Voldemort ścisnął ramię mężczyzny w taki sposób, że ten poczuł przez chwilę
niebezpieczne mrowienie. Czerwone oczy świdrowały go bezustannie.
- Będziesz zadowolony, panie
- Innej opcji nie biorę pod uwagę – całe pomieszczenie
wypełnił przerażający śmiech satysfakcji Toma Riddle’a, a Severus w duchu
przeklinał Dumbledore’a.
***
Albus Dumbledore był w bardzo dobrym humorze. Bo kto
nie cieszyłby się z powodu Świąt? Przemierzał korytarze Hogwartu, od czasu do
czasu kłaniając się nielicznym uczniom, którzy zdecydowali się na pozostanie w
szkole na czas ferii.
Nie miał w zwyczaju spacerować po zamku. Miał w tym
swój cel. Doskonale wiedział, na kogo mógłby się natknąć i nagle, jak na
zawołanie, na jego horyzoncie pojawiła się Alexandraise Ross. Szła powolnym
krokiem, trzymając w dłoni maleńką książeczkę. Kiedy wreszcie go dostrzegła, obdarowała
go bardzo znajomym, podejrzliwym spojrzeniem swoich czarnych oczu. Albus stanął
jej na drodze, lekko się do niej uśmiechając.
- Dzień dobry profesorze – ukłoniła się, i chciała już
odejść, kiedy ten lekko odchrząknął.
- Panno Ross, dobrze się składa, że panią spotkałem.
Chciałbym widzieć panią w moim gabinecie za piętnaście minut – powiedział tonem
nieznoszącym sprzeciwu, lecz nadal serdecznym – Niech się pani nie obawia –
dostrzegł, że zrobiła się bledsza niż zazwyczaj – chciałbym się po prostu
czegoś doradzić, a hasło, to eklerki anyżowe – puścił jej oczko i zniknął, nim
zdążyła jakkolwiek to skomentować.
Zmarszczyła brwi i zastanawiała się, o co mogłoby
chodzić. Nigdy nie miała bliższego kontaktu z dyrektorem. Widywała go
sporadycznie; najczęściej na ucztach powitalnych, pożegnalnych i posiłkach w
ciągu dnia. Po dłuższym zastanowieniu, przypomniała sobie o niedawno przebytej
rozmowie ze Snape’m, który uprzedził ją, że nie był jedyną osobą, z którą miała
jeszcze rozmawiać na temat otrucia Hermiony. Pokręciła głową z niedowierzaniem,
uświadamiając sobie, że cały ten stres odebrał jej chyba zdolność do
racjonalnego myślenia.
Spojrzała ukradkiem na okładkę „Małego Księcia” i
westchnęła nieporadnie. Wieczór miała poświęcić lekturze, lecz starzec zepsuł
całe jej plany. Miała tylko nadzieję, że jakakolwiek była to sprawa, jej
przedyskutowanie nie zajmie więcej, niż piętnastu minut. Zaczęła zmierzać w
stronę gabinetu Dumbledore’a. Bywała tam dosyć często w ciągu poprzedniego
roku, kiedy urząd dyrektora sprawowała niezwykle przemiła i urocza Dolores
Umbridge. Wielokrotnie odbywała tam szlabany, najczęściej po tym, kiedy Gwardia
Dumbledore’a została zdemaskowana.
Ślizgonka w tym
śmiesznym ugrupowaniu? Niesłychane! Doprawdy! Musimy dowiedzieć się, co jest z
tobą nie tak, kochaneczko…
Piskliwy głos kobiety zagościł na chwilę jej w głowie,
a ona skrzywiła się nieco. Dobrze pamiętała, doloresowe herbatki na bazie
veritaserum. Całe szczęście, że w dziedzinie eliksirów czuła się dobrze, i
uwarzenie antidotum nie sprawiało jej żadnych problemów. Miała tylko nadzieję,
że Dumbledore nie miał zamiaru powielać taktyki jego poprzedniczki.
Kiedy znalazła się przed posągiem gargulca, nieśmiało
wypowiedziała hasło. Gargulec odskoczył, a ona weszła na schody, wspinając się
ku górze. Zapukała lekko w drzwi i usłyszała głos mężczyzny.
- Zapraszam panno Ross – dziewczyna nacisnęła na
klamkę i weszła. Gabinet dyrektora miał owalny kształt, a na ścianach wisiały
portrety osób, które kiedyś sprawowały tę zaszczytną funkcję. Dostrzegła, że
jeden z nich łypał na nią złowrogo, i mogłaby przysiąc, że powiedział na jej
temat coś obraźliwego.
Dumbledore wskazał jej krzesło, które znajdowało się
naprzeciw jego biurka. Kiedy usiadła, znowu się do niej uśmiechnął.
- Dyrektor Black reaguje tak na wszystkie nowe osoby,
nie bierz tego do siebie – odparł.
Alexandraise skinęła głową i spojrzała wyczekująco w
stronę mężczyzny. Miała wrażenie, że jej żołądek wykonywał jakąś skomplikowaną
choreografię.
Albus był znakomitym obserwatorem. Dziewczyna na
pierwszy rzut oka przypominała swoją matkę, ale kiedy przyglądał jej się
dłużej, mógł dostrzec w niej zachowania typowe dla jej ojca. Oczy i spojrzenie
w stu procentach severusowe, i musiał przyznać, że nawet niektóre ruchy i gesty
również odziedziczyła po nim. Sposób w jaki siedziała i patrzyła przypominały
mu o młodszej wersji Snape’a. Zaśmiał się w duchu przypominając sobie o dawnych
czasach. Była swoistą mieszanką dwóch nietuzinkowych osobowości.
- Zapewne zastanawiasz się po jakie licho stary wariat
ściąga cię do siebie podczas tak wspaniałego czasu – zagadnął, podsuwając w jej
stronę miseczkę z cytrynowymi dropsami – częstuj się śmiało
Dziewczyna uniosła brwi ku górze.
- Wcale nie pomyślałam o panu w taki sposób,
profesorze – odparła pewnym tonem – po prostu jestem ciekawa
Starzec nie mógł powstrzymać chichotu. Nawet jeśli
rzeczywiście tak pomyślała, to mógł założyć się o cokolwiek, że musiała mu
zaprzeczyć, bo to było już po prostu w jej naturze.
- Otóż, droga panno Ross, doskonale wiem, że to nie
pani otruła pannę Granger, i dołożę wszelkich starań, aby oczyścić panią z
zarzutów.
- Dołoży pan wszelkich starań? – westchnęła ciężko,
pozwalając sobie na to, aby spojrzeć prosto w oczy Dumbledore’a z wyrzutem.
Minęły trzy miesiące, a on spokojnie oświadcza, że dołoży wszelkich starań.
Och, dziękuję za
pańską łaskę, pomyślała.
- Doceniam bardzo – odparła nieco ironicznie, nie
spuszczając z niego wzroku.
- Doskonale wiem, że może mieć pani do mnie żal, ale
niestety zbliżają się dość ciężkie czasy. Dzieją się rzeczy, o których wolałbym
nie mówić, dopóki mam jeszcze nad nimi kontrolę.
- Niewiedza jest irytująca – oznajmiła Ślizgonka –
przeszkadza w rozumieniu
- Zgodzę się, ale dla dobra większości należy zachować
milczenie, aby nie wzbudzić wszechogarniającej paniki
- Wszyscy dobrze wiedzą, że Voldemort planuje atak –
powiedziała dosadnie. Musiał przyznać, że zdziwił się lekko, bo oprócz
Harry’ego, żaden z uczniów nie wypowiadał tak pewnie imienia jego przeciwnika.
- Czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal
- Niech pan mi wierzy, że wśród tej większości
znajdują się znakomici obserwatorzy. Nie rozumiem, dlaczego z czarodziejskiej
społeczności robi się bandę kretynów – odparła, nieco przerażona swoim nagłym
wybuchem odwagi. W innych okolicznościach nie pozwoliłaby sobie na coś
podobnego. Dumbledore był po pierwsze jej dyrektorem, a po drugie osobą
starszą, do której powinno mieć się szacunek. Chyba pozwoliła sobie na zbyt
wiele.
- Proszę mi oczywiście wybaczyć – dodała nieco ciszej
– Ale nie mogę zrozumieć niektórych rzeczy
- Lubię dyskutować, więc nie widzę powodu, dla którego
musiałaby mnie pani przepraszać – puścił do niej oczko.
Alexandraise zmarkotniała i nie odzywała się przez
dłuższy czas. Chciała go grzecznie przeprosić i wyjść, kiedy nagle, do gabinetu
wkroczył Snape, nawet nie pukając.
Mężczyzna spojrzał porozumiewawcza w stronę Dumbledore’a.
- Mamy z profesorem Snape’m nieco do pogadania, a coś
czuję, że pani również miała plany, dopóki ich nie zepsułem – jego spojrzenie
utkwione było w książce, która spoczywała na jej kolanach.
Skinęła głową potwierdzająco, wstała i kierowała się
ku wyjściu. Przywitała się po drodze ze swoim opiekunem, który unikał jej
spojrzenia. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle jej tutaj nie było.
- Widzę, że profesor Rosier prowadzi ciekawe zajęcia –
rzucił na odchodne starzec, a dziewczyna na dźwięk wypowiedzianego nazwiska
profesorki, automatycznie uśmiechnęła się szeroko.
- Jeśli mogę być szczera, to chyba moje ulubione
zajęcia – oznajmiła.
- Doprawdy? A z Severusem sądziliśmy, że czujesz się
jak ryba w wodzie na zajęciach z eliksirów…
Na twarzy dziewczyny pojawił się szkarłatny rumieniec
i dziękowała wszystkim świętościom za to, że Snape stał do niej tyłem.
- Odkąd profesor Slughorn nas uczy, to nie jest to
samo – powiedziała – Do widzenia – pożegnała się, i wyszła tak szybko, jak
tylko mogła.
- Ross jest w niebezpieczeństwie. Mam dostarczyć mu
wszystko, co wiem na jej temat, dlatego wydaje mi się, że to doskonały moment
do tego, abyś mógł wykazać się swoją jakże bogatą wyobraźnią, Dumbledore.
Jejku, powoli zaczyna mi brakować określeń, żeby wyrazić jak podobają mi się nowe rozdziały!
OdpowiedzUsuńNowy szablon jest bardzo ciekawy, świetna kolorystyka!