środa, 29 marca 2017

IX Zadanie Snape'a



Draco,
Nie jest łatwo bez Ciebie i ojca. To tylko zwykły list, ale możesz sobie jedynie wyobrazić, ile kosztowało mnie jego napisanie.
Pierwsza Święta bez Was, to coś, co będę musiała jakoś przeżyć. Niezwykle trudno mi udawać, a jeszcze trudniej jest płaszczyć się przed kimś, kogo obwinia się za całe to nieszczęście.
Obiecaj mi, synu, że przetrwasz to wszystko. Wierzę, że masz w sobie więcej sprytu, niż Twój ojciec, i więcej odwagi, niż ja, aby móc dzielnie przez to przebrnąć.
Musisz być silny i wytrwały. Jesteś moją nadzieją, Draco. Od zawsze byłeś.
Wesołych Świąt,
Narcyza M.

- Wesołych świąt – powiedział sam do siebie Draco, ściskając w dłoni zwitek pergaminu. Przełknął głośno ślinę i oddał widokowi znajdującemu się naprzeciw niego. Błonia pokryte były potężnym, białym puchem, a jezioro uwięzione pod taflą grubego lodu. Przez chwilę pomyślał, że fajnie byłoby tak beztrosko poślizgać się na nim, dokładnie jak kiedyś, ale od razu wybił sobie z głowy tą głupią myśl.

Nie mógł przyzwyczaić się do nowej sytuacji, choć wiedział, że nie pozostało mu już nic innego, jak tylko ją zaakceptować. Został wybrany i nie było już odwrotu. Drugi semestr minie szybciej niż poprzedni, i zanim się obejrzy, będzie stał twarzą w twarz z jednym z największych czarodziejów wszech czasów.

Myśl ta sprawiała, że paradoksalnie tracił pewność siebie. Z dnia na dzień. Nie mógł słowami opisać strachu, który towarzyszył mu na każdym kroku. On, Draco Malfoy, książę Slytherinu, był tchórzem. Zaśmiał się na wspomnienie tego żałosnego pseudonimu, którym uraczyła go jakże kreatywna i wspaniałomyślna Pansy Parkinson. Jeszcze niedawno bardzo mu to schlebiało. Każde podobne określenie karmiło jego przeogromne ego, ale teraz mógł jedynie wstydzić się za to, co kiedyś było dla niego najważniejsze.

Był nadzieją dla swojej matki. To była motywacja. Największa na świecie. Choć strach rósł z dnia na dzień, gdzieś tam w głębi serca czuł, że musi zrobić to dla niej. Nie mógł dopuścić do tego, aby nadal cierpiała. Nie mówiła tego otwarcie, ale domyślał się o każdej nieprzespanej nocy, o każdych łzach i zmartwieniu. Nie zamierzał być ofiarą. Musiał pokazać, na co go stać. Przecież z jakiegoś powodu On wybrał go. Nie chodziło o nikogo innego.

Westchnął ciężko, obrócił się na pięcie i kierował się w stronę zamku, w którym czuł się jeszcze bezpiecznie.


***

- Severusie… - usłyszał cichy syk w swoim uchu – Musisz dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Ona bardzo mnie ciekawi.

Mężczyzna stał dzielnie wyprostowany. Wiedział, że prędzej czy później będzie tego od niego oczekiwał. Można było powiedzieć, że był już na to przygotowany.

- Tak, panie – powiedział, najbardziej przekonywującym tonem – Dla ciebie wszystko

- Mam pewne podejrzenia – oznajmił Czarny Pan, stając naprzeciw Snape’a, utkwiwszy w nim spojrzenie swoich czerwonych oczu – musisz dowiedzieć się na jej temat wszystkiego, mój drogi Severusie. Polegam na tobie – Voldemort ścisnął ramię mężczyzny w taki sposób, że ten poczuł przez chwilę niebezpieczne mrowienie. Czerwone oczy świdrowały go bezustannie.

- Będziesz zadowolony, panie

- Innej opcji nie biorę pod uwagę – całe pomieszczenie wypełnił przerażający śmiech satysfakcji Toma Riddle’a, a Severus w duchu przeklinał Dumbledore’a.


***

Albus Dumbledore był w bardzo dobrym humorze. Bo kto nie cieszyłby się z powodu Świąt? Przemierzał korytarze Hogwartu, od czasu do czasu kłaniając się nielicznym uczniom, którzy zdecydowali się na pozostanie w szkole na czas ferii.

Nie miał w zwyczaju spacerować po zamku. Miał w tym swój cel. Doskonale wiedział, na kogo mógłby się natknąć i nagle, jak na zawołanie, na jego horyzoncie pojawiła się Alexandraise Ross. Szła powolnym krokiem, trzymając w dłoni maleńką książeczkę. Kiedy wreszcie go dostrzegła, obdarowała go bardzo znajomym, podejrzliwym spojrzeniem swoich czarnych oczu. Albus stanął jej na drodze, lekko się do niej uśmiechając.   

- Dzień dobry profesorze – ukłoniła się, i chciała już odejść, kiedy ten lekko odchrząknął.

- Panno Ross, dobrze się składa, że panią spotkałem. Chciałbym widzieć panią w moim gabinecie za piętnaście minut – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, lecz nadal serdecznym – Niech się pani nie obawia – dostrzegł, że zrobiła się bledsza niż zazwyczaj – chciałbym się po prostu czegoś doradzić, a hasło, to eklerki anyżowe – puścił jej oczko i zniknął, nim zdążyła jakkolwiek to skomentować.

Zmarszczyła brwi i zastanawiała się, o co mogłoby chodzić. Nigdy nie miała bliższego kontaktu z dyrektorem. Widywała go sporadycznie; najczęściej na ucztach powitalnych, pożegnalnych i posiłkach w ciągu dnia. Po dłuższym zastanowieniu, przypomniała sobie o niedawno przebytej rozmowie ze Snape’m, który uprzedził ją, że nie był jedyną osobą, z którą miała jeszcze rozmawiać na temat otrucia Hermiony. Pokręciła głową z niedowierzaniem, uświadamiając sobie, że cały ten stres odebrał jej chyba zdolność do racjonalnego myślenia.

Spojrzała ukradkiem na okładkę „Małego Księcia” i westchnęła nieporadnie. Wieczór miała poświęcić lekturze, lecz starzec zepsuł całe jej plany. Miała tylko nadzieję, że jakakolwiek była to sprawa, jej przedyskutowanie nie zajmie więcej, niż piętnastu minut. Zaczęła zmierzać w stronę gabinetu Dumbledore’a. Bywała tam dosyć często w ciągu poprzedniego roku, kiedy urząd dyrektora sprawowała niezwykle przemiła i urocza Dolores Umbridge. Wielokrotnie odbywała tam szlabany, najczęściej po tym, kiedy Gwardia Dumbledore’a została zdemaskowana.

Ślizgonka w tym śmiesznym ugrupowaniu? Niesłychane! Doprawdy! Musimy dowiedzieć się, co jest z tobą nie tak, kochaneczko…

Piskliwy głos kobiety zagościł na chwilę jej w głowie, a ona skrzywiła się nieco. Dobrze pamiętała, doloresowe herbatki na bazie veritaserum. Całe szczęście, że w dziedzinie eliksirów czuła się dobrze, i uwarzenie antidotum nie sprawiało jej żadnych problemów. Miała tylko nadzieję, że Dumbledore nie miał zamiaru powielać taktyki jego poprzedniczki.

Kiedy znalazła się przed posągiem gargulca, nieśmiało wypowiedziała hasło. Gargulec odskoczył, a ona weszła na schody, wspinając się ku górze. Zapukała lekko w drzwi i usłyszała głos mężczyzny.

- Zapraszam panno Ross – dziewczyna nacisnęła na klamkę i weszła. Gabinet dyrektora miał owalny kształt, a na ścianach wisiały portrety osób, które kiedyś sprawowały tę zaszczytną funkcję. Dostrzegła, że jeden z nich łypał na nią złowrogo, i mogłaby przysiąc, że powiedział na jej temat coś obraźliwego.

Dumbledore wskazał jej krzesło, które znajdowało się naprzeciw jego biurka. Kiedy usiadła, znowu się do niej uśmiechnął.

- Dyrektor Black reaguje tak na wszystkie nowe osoby, nie bierz tego do siebie – odparł.

Alexandraise skinęła głową i spojrzała wyczekująco w stronę mężczyzny. Miała wrażenie, że jej żołądek wykonywał jakąś skomplikowaną choreografię.

Albus był znakomitym obserwatorem. Dziewczyna na pierwszy rzut oka przypominała swoją matkę, ale kiedy przyglądał jej się dłużej, mógł dostrzec w niej zachowania typowe dla jej ojca. Oczy i spojrzenie w stu procentach severusowe, i musiał przyznać, że nawet niektóre ruchy i gesty również odziedziczyła po nim. Sposób w jaki siedziała i patrzyła przypominały mu o młodszej wersji Snape’a. Zaśmiał się w duchu przypominając sobie o dawnych czasach. Była swoistą mieszanką dwóch nietuzinkowych osobowości.

- Zapewne zastanawiasz się po jakie licho stary wariat ściąga cię do siebie podczas tak wspaniałego czasu – zagadnął, podsuwając w jej stronę miseczkę z cytrynowymi dropsami – częstuj się śmiało

Dziewczyna uniosła brwi ku górze.

- Wcale nie pomyślałam o panu w taki sposób, profesorze – odparła pewnym tonem – po prostu jestem ciekawa

Starzec nie mógł powstrzymać chichotu. Nawet jeśli rzeczywiście tak pomyślała, to mógł założyć się o cokolwiek, że musiała mu zaprzeczyć, bo to było już po prostu w jej naturze.

- Otóż, droga panno Ross, doskonale wiem, że to nie pani otruła pannę Granger, i dołożę wszelkich starań, aby oczyścić panią z zarzutów.

- Dołoży pan wszelkich starań? – westchnęła ciężko, pozwalając sobie na to, aby spojrzeć prosto w oczy Dumbledore’a z wyrzutem. Minęły trzy miesiące, a on spokojnie oświadcza, że dołoży wszelkich starań.

Och, dziękuję za pańską łaskę, pomyślała.

- Doceniam bardzo – odparła nieco ironicznie, nie spuszczając z niego wzroku.

- Doskonale wiem, że może mieć pani do mnie żal, ale niestety zbliżają się dość ciężkie czasy. Dzieją się rzeczy, o których wolałbym nie mówić, dopóki mam jeszcze nad nimi kontrolę.

- Niewiedza jest irytująca – oznajmiła Ślizgonka – przeszkadza w rozumieniu

- Zgodzę się, ale dla dobra większości należy zachować milczenie, aby nie wzbudzić wszechogarniającej paniki

- Wszyscy dobrze wiedzą, że Voldemort planuje atak – powiedziała dosadnie. Musiał przyznać, że zdziwił się lekko, bo oprócz Harry’ego, żaden z uczniów nie wypowiadał tak pewnie imienia jego przeciwnika.

- Czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal

- Niech pan mi wierzy, że wśród tej większości znajdują się znakomici obserwatorzy. Nie rozumiem, dlaczego z czarodziejskiej społeczności robi się bandę kretynów – odparła, nieco przerażona swoim nagłym wybuchem odwagi. W innych okolicznościach nie pozwoliłaby sobie na coś podobnego. Dumbledore był po pierwsze jej dyrektorem, a po drugie osobą starszą, do której powinno mieć się szacunek. Chyba pozwoliła sobie na zbyt wiele.

- Proszę mi oczywiście wybaczyć – dodała nieco ciszej – Ale nie mogę zrozumieć niektórych rzeczy

- Lubię dyskutować, więc nie widzę powodu, dla którego musiałaby mnie pani przepraszać – puścił do niej oczko.

Alexandraise zmarkotniała i nie odzywała się przez dłuższy czas. Chciała go grzecznie przeprosić i wyjść, kiedy nagle, do gabinetu wkroczył Snape, nawet nie pukając.

Mężczyzna spojrzał porozumiewawcza w stronę Dumbledore’a.

- Mamy z profesorem Snape’m nieco do pogadania, a coś czuję, że pani również miała plany, dopóki ich nie zepsułem – jego spojrzenie utkwione było w książce, która spoczywała na jej kolanach.

Skinęła głową potwierdzająco, wstała i kierowała się ku wyjściu. Przywitała się po drodze ze swoim opiekunem, który unikał jej spojrzenia. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle jej tutaj nie było.

- Widzę, że profesor Rosier prowadzi ciekawe zajęcia – rzucił na odchodne starzec, a dziewczyna na dźwięk wypowiedzianego nazwiska profesorki, automatycznie uśmiechnęła się szeroko.

- Jeśli mogę być szczera, to chyba moje ulubione zajęcia – oznajmiła.

- Doprawdy? A z Severusem sądziliśmy, że czujesz się jak ryba w wodzie na zajęciach z eliksirów…

Na twarzy dziewczyny pojawił się szkarłatny rumieniec i dziękowała wszystkim świętościom za to, że Snape stał do niej tyłem.

- Odkąd profesor Slughorn nas uczy, to nie jest to samo – powiedziała – Do widzenia – pożegnała się, i wyszła tak szybko, jak tylko mogła.



- Ross jest w niebezpieczeństwie. Mam dostarczyć mu wszystko, co wiem na jej temat, dlatego wydaje mi się, że to doskonały moment do tego, abyś mógł wykazać się swoją jakże bogatą wyobraźnią, Dumbledore. 

1 komentarz:

  1. Jejku, powoli zaczyna mi brakować określeń, żeby wyrazić jak podobają mi się nowe rozdziały!
    Nowy szablon jest bardzo ciekawy, świetna kolorystyka!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy