W swoich kościstych, trupich rękach trzymał zwitek
pergaminu. Przyglądał mu się uważnie, wodząc opuszkiem palca po wypisanych
nazwiskach. Nie zwracał uwagi na to, że jego słudzy czekali na odzew z jego
strony. Niech się troszkę pomęczą i zniecierpliwią. Musiał się głęboko nad
czymś zastanowić.
Snape, który zajmował miejsce tuż obok niego, bacznie
się mu przyglądał. Jego twarz była bez wyrazu; nie wykrzywiał jej grymas
niezadowolenia jak zazwyczaj. Chyba mógł odetchnąć w duchu.
- Powoli zmierzamy ku dobremu – odparł nagle, bardzo
spokojnym tonem - Jednak musimy być... ostrożni – sposób, w jaki wypowiedział
ostanie słowo przypominało syk węża. Niektórzy wzdrygnęli się sądząc, że coś
niezwłocznie musi kryć się za spokojem ich Pana.
Oczy Voldemorta utkwione były w Narcyzie Malfoy, która
za nic w świecie nie pokazywała po sobie strachu. Siedziała dumnie
wyprostowana, oddychając równomiernie i zachowując niezwłoczny spokój.
- Narcyzo – zaczął – twój syn spisał się dobrze.
Dzięki niemu mogliśmy wtargnąć na teren szkoły, całkowicie niezauważeni.
Doceniam to – powiedział, a kobieta skinęła głową w jego stronę, lekko się
uśmiechając.
- Dziękuję, mój panie.
Bezpieczeństwo Dracona było najważniejsze, dlatego
kiedy dokładnie zrozumiała sens słów Riddle'a, miała wrażenie, że z serca spadł
ogromny głaz, który przez ostatnie miesiące niemiłosiernie jej ciążył. Oby
wszystko szło po ich myśli, a będzie dobrze. Musiało być.
Czarny Pan skierował swoją różdżkę na kawałek
pergaminu, który automatycznie wzniósł się ku górze. Wszyscy chcieli dostrzec,
co się na nim znajdowało, ale nikt, oprócz niego samego, nie był w stanie
odczytać treści z takiej odległości.
- Mam przed sobą nazwiska wszystkich mugolskich
dzieci, uczących się w Hogwarcie. Dochodząc do władzy i pokonując pod drodze
Harry'ego Pottera, chciałbym, oczyścić Hogwart.
Severus utkwił w nim swoje spojrzenie, a ten zwrócił
się bezpośrednio do niego.
- Severusie, czy czujność Dumbledore'a jest uśpiona?
Chciałbym, aby na razie był spokojny... Mam nadzieję, że nie podejrzewa nas o
atak na tej mugolskiej przyjaciółce Pottera?
- Oczywiście, mój panie. Dumbledore jest święcie
przekonany, że jego zabezpieczenia chroniące szkołę są niezawodne.
Voldemort pokręcił głową z niedowierzaniem i
uśmiechnął się obrzydliwie ukazując tym samym rząd żółtych, ostrych zębów.
- Głupi starzec, ale to dobrze. Wszystko jak
najbardziej na naszą korzyść.
Przez chwilę zapanowała cisza, ale tylko na moment. Voldemort
ciągnął swój wywód, chcąc wzbudzić niepokój w swoich podwładnych. Powoli, krok
po kroku.
- A czy ona przeżyła?
- Przeżyła, panie – odparł Snape, ukradkiem
spoglądając w stronę Bellatrix Lestrange, która momentalnie poruszyła się
niespokojnie.
- Bello, podejdź do mnie.
Wszyscy byli świadomi tego, co miało się za chwilę
wydarzyć. Bellatrix nie wykonała poprawnie zadania. Zostanie ukarana, to nie
ulegało żadnej wątpliwości.
- Crucio! – krzyk Bellatrix wypełnił całe
pomieszczenie, a ona sama zaczęła wić się pod nasileniem tortur. Narcyza
wzdrygnęła się lekko, ale nie patrzyła w stronę swojej siostry. Unikała tego
widoku jak ognia.
- Dlaczego Snape nie mógł zabić tej szlamy?! Jest tam
cały czas, mógł to zrobić! – nieoczekiwanie odezwał się Rudlf Lestrange,
wykazując się niezwykłą lekkomyślnością. Czarny Pan nie przestał torturować
kobiety.
- Milcz, bo stanie się z tobą dokładnie to samo!
Lestrange zacisnął pięści i usiadł na swoje miejsce
mierząc Severusa swoim nienawistnym spojrzeniem. On nadal siedział spokojnie,
nie ukazując po sobie jakiekolwiek emocji.
Kiedy krzyki ustały, Czarny Pan znowu przemówił.
- Jakim głupcem trzeba być, aby myśleć, że pozwoliłbym
dokonywać mordów Severusowi, który musi sprawiać wrażenie oddanego
Dumbledore'owi! Każdy z was musi mieć czynny udział w walce. To twojej żonie,
Lestrange, zleciłem zadanie w Hogwarcie, a nie Severusowi. Najwidoczniej
zadanie było zbyt ciężkie, skomplikowane. Bo przecież z doświadczenia wiemy, że
mierzenie się z dziećmi jest nad wyraz... męczące.
- Wybacz, mój panie – odezwała się sama
zainteresowana, ciężko dysząc. Spojrzała na czarnoksiężnika spod swoich
ciężkich powiek, pełna nieugiętości – Nie jestem godna...
- Milczeć! – rozbrzmiał Czarny Pan – Mam wrażenie, że
większość z was nie bierze tego na poważnie. Nie zdajcie sobie sprawy z tego,
jakiej wielkiej wagi jest ta sprawa? Jesteście przy mnie, aby wspólnie
doprowadzić do nowego, lepszego porządku, aby wszystkim nam żyło się lepiej,
aby powrócił dawny ład... Co na ten temat sądzi Dumbledore?
- Sądzi, że to potyczki uczniów, chyba, że nie mówi mi
o swoich prawdziwych odczuciach – oznajmił Snape
- Potyczki uczniów? – zachichotał Voldemort – Dobrze
pomyślane...
- Tak. Poza tym, przez to, że Bellatrix podszyła się
pod przyjaciółkę Granger, większość uważa, że to właśnie ona ją zaatakowała.
- Podszyła się za przyjaciółkę...? – nic o tym nie
wiedział. Obdarował Bellatrix kolejnym spojrzeniem i nie musiał prosić, aby odezwała
się pierwsza.
- Tak, mój panie...
- A jej godność?
- Alexandraise Ross, szlama, Ślizgonka - odpowiedziała
automatycznie kobieta.
Czarny Pan wydawał się być zbity z tropu. Spojrzał na
kawałek pergaminu i chwycił go w swoje dłonie.
- Alexandraise Ross, rzeczywiście... Córka
niemagicznych w domu wielkiego Salazara? Intrygujące. To chyba pierwszy taki
przypadek.
Severus utkwił swoje spojrzenie w Voldemorcie.
Nietrudno było domyśleć się, jaki los miał spotkać innych uczniów, w tym tę dziewczynę.
- Znajduje się na mojej liście, ale czy nie uważasz
Severusie, że to dość... Zastanawiające? Jako opiekun Syltherinu powinieneś
znać jej życiorys.
- Niezwłocznie, mój panie – przyznał – Jej rodzice
zginęli w wypadku. Do piątego roku życia wychowywała się w sierocińcu. Potem
zaopiekowała się nią jakaś starsza kobieta.
- Jestem zniesmaczony – skrzywił się Czarny Pan – Aby
drzewo rosło silne i zdrowe trzeba o nie dbać. Zainfekowane gałęzie należy
wycinać, czyż nie?
Każdy zrozumiał tę metaforę i jednogłośnie przyznano
rację Voldemortowi. Po to tutaj byli. W stu procentach popierali jego
ideologię. Większość z nich była w stanie nawet oddać za nią życie.
Snape doskonale wiedział, co miało się wkrótce
wydarzyć. Zrozumiał, że będzie musiał dołożyć wszelkich starań, aby żadnemu
uczniowi nie stało się nic złego.
***
Zaraz po powrocie, Snape udał się do gabinetu
dyrektora. Zwykle zdawał mu raport nazajutrz, ale czuł, że ta sprawa nie mogła
dłużej czekać. To było jasne, że Hogwart zostanie zaatakowany wcześniej niż się
tego spodziewali. Skoro Bellatrix bez problemu wtargnęła na teren szkoły,
trzeba było zadbać o bezpieczeństwo uczniów jak najszybciej.
Mężczyzna wbiegł po schodach prowadzących do
dyrektorskich komnat i nawet nie pukając, nacisnął na klamkę.
Albus jak zwykle zajmował miejsce za biurkiem. Wydawać
by się mogło, że na niego czekał, ale w takim razie to tylko ułatwiało sprawę.
- Zatem Severusie? – zagadnął, spokojnym tonem – Jakie
przynosisz mi wieści?
Snape zajął miejsce naprzeciwko starca i zmierzył go
karcącym spojrzeniem.
- Na pewno nie dobre – sarknął – Czarno na białym,
Dumbledore. Doigrałeś się. To nie Ross zaatakowała Granger, tylko Bellatrix
Lestrange.
Brwi Dumbledore'a powędrowały ku górze.
- Doskonale wiedziałem o tym, że to nie ona, ale
myślałem, że wtargnięcie na teren szkoły zajmie im trochę więcej czasu.
- Coraz częściej zdarza ci się mylić. Ostrzegałem
ciebie. Podczas gdy ty słabniesz, on rośnie w siłę. Mam wrażenie, że wszystko
to, o czym ci donoszę, nie ma żadnego znaczenia.
- Mówiłeś im o moich odczuciach?
- Powiedziałem, że sądzisz, że to potyczki uczniów...
- Uwierzył?
- Nie jestem do końca pewny, ale wydaje mi się, że
nie. Nie można wątpić w jego inteligencję. Musielibyśmy być głupcami, aby
sądzić, że mógłby uwierzyć w coś takiego – Snape dopiero teraz zdał sobie
sprawę z tego, jak bardzo to było ryzykowne – Czasami go nie doceniasz
Dyrektor pozwolił sobie na lekki uśmiech.
- Severusie, gdybym go nie doceniał, już dawno przeszedłbym
na zasłużoną emeryturę.
Młodszy mężczyzna puścił tę uwagę mimo uszu.
- Wydaje mi się, że na razie nie zamierzają nic
wielkiego. On chce uśpić twoją czujność, zaatakować niespodziewanie. Jedyne,
czym powinniśmy się martwić to fakt, że Granger nie była ostatnią ofiarą.
Będzie ich więcej.
Przez chwilę w pomieszczeniu zapanowała cisza.
Dumbledore domyślił się, o co chodzi. Westchnął ciężko i wstał. Zaczął
spacerować po gabinecie, głaszcząc swoją długą, srebrzystą brodę. Zerknął na
Severusa spod swoich okularów połówek.
- Voldemort ma listę wszystkich mugolskich dzieci
uczących się w Hogwarcie. Ma zamiar zrobić czystkę. Najbardziej zainteresował
się Ross. Dziwi go fakt, że mimo swojego pochodzenia wylądowała w Slytherinie.
Dopytywał o jej przeszłość.
Albus zatrzymał się. To było do przewidzenia.
Przypadek dziewczyny był rzeczywiście niespotykany, ale dla osób, które nie
były świadome tego, kim była naprawdę.
Starzec wrócił na swoje miejsce i instynktownie
dotknął dłonią szuflady biurka. Znajdował się tam pewien list, który przyszło
mu przeczytać kilkanaście lat temu. Spojrzał na Severusa znacząco.
- Panna Ross, rzeczywiście – odparł – a co ty sądzisz
na ten temat?
Na twarzy Snape'a pojawił się grymas niezadowolenia.
- Co mogę sądzić na ten temat? Przyznam, że to dość
dziwne, ale przecież nie wszyscy członkowie Slytherinu są czystokrwiści. Wiesz
o tym, że mój ojciec był mugolem.
- Co sądzisz o niej, Severusie? – sprostował starzec.
Mistrz Eliksirów zamyślił się przez chwilę. Nie
rozumiał tego, do czego dążył jego rozmówca. Jeśli już, to powinni zająć się
tematem ochrony dziewczyny, a nie ocenianiem, tym bardziej, że Severus nie
analizował szczegółowo sylwetek swoich uczniów. Trzeba było przyznać, że
pedagogiem był beznadziejnym, niestety.
- Nigdy nie miałem z nią problemów.
- Jesteś opiekunem Slytherinu. Nie zauważyłeś pewnych
zdolności, które przejawia, cech charakteru...?
- Przed atakiem, przyjaźniła się z Granger, to nie
mogło być niezauważone. Na moich zajęciach radziła sobie dobrze. Zarówno, jeśli
chodzi o eliksiry, jak i obronę przed czarną magią. Wydaje mi się, że jest dość
ambitna. Dobre stopnie są jej priorytetem.
- Nie miała innych przyjaciół oprócz panny Granger? –
Dumbeldore doskonale znał odpowiedź na to pytanie, ale chciał sprawdzić czujność
swojego młodszego kolegi.
- Nie ingeruję w życie prywatne swoich uczniów,
Dumbledore.
- Może czasami trzeba? Chyba nie przyjaźni się z nikim
ze Slytherinu?
- Nie. Inni traktują ją jak powietrze.
- Czy czegoś ci to nie przypomina, Severusie?
Oto Albus Dumbledore. Człowiek iście skomplikowany.
Zamiast mówić jasno i konkretnie, wolał zatajać najważniejsze informacje.
Uwielbiał stawiać wyzwania swoim rozmówcom w postaci tajemniczych osądów i
zdań.
Snape nie chciał wracać wspomnieniami do swojej przeszłości.
Wiedział, że starzec dążył do tego, aby ten to uczynił, ale nie miał zamiaru.
Co prawda, kiedy zwykł obserwować swoją uczennicę, pozwolił sobie przyznać w
duchu, że przypominała jego młodszą wersję, tę ze szkolnych lat. Można było
powiedzieć, że również był odrzucony dzięki swojemu pochodzeniu, zwłaszcza
przez Ślizgonów, ale potem to się zmieniło.
Snape otrząsnął się i wstał, zamierzając stąd wyjść.
Pogodził się z tym, że nie ustalą dzisiaj niczego konkretnego, a on nie miał
ochoty na wysłuchiwanie tajemniczych sugestii swojego dyrektora.
- Jeśli to wszystko, to pozwól mi odejść. Sądzę, że
powinniśmy być bardziej czujni – rzucił na odchodne.
- Dobranoc, Severusie – pożegnał się starzec, zerkając
na bezgwiezdne niebo za oknem.
Kiedy Snape wyszedł, Dumbledore postanowił, że ani on,
ani Alexandraise nie powinni poznać teraz prawdy o sobie. Dobro Harry'ego było
najważniejsze. Snape musiał pomóc chłopcu, kiedy on umrze. Wiadomość o tym, że
Mistrz Eliksirów ma córkę, mogłaby zrujnować całą idealną koncepcję Albusa.
Nikt nie mógł być teraz ważniejszy od Chłopca – Który – Przeżył.
- Harry przede wszystkim – mruknął do siebie.
Nowa perspektywa wprowadza coraz większe zaciekawienie kolejnymi rozdziałami! Świetnie jak zawsze!
OdpowiedzUsuńZapraszam !
OdpowiedzUsuńswiatdziewczynymarceliny.blogspot.com