sobota, 6 maja 2017

XII Zaufanie

Uczniowie Hogwartu całkowicie oddali się nauce, ponieważ drugi semestr nieubłaganie zbliżał się ku końcowi. Nauka, jakkolwiek by to brzmiało, była również idealną odskocznią od wydarzeń, które miały miejsce w czarodziejskim świecie. Ataki w szkole były tylko niewielką częścią tego, co miało nadejść. Prorok Codzienny pełen był informacji o nowych morderstwach, ucieczkach i zaginięciach. Nawet pogoda wydawała się dostosować do aktualnie panującej atmosfery. Alexandriase już nawet nie pamiętała o tym, jak to jest, kiedy świeciło słońce.

Nad Hogwartem ciągle wisiały ciężkie, szare chmury przyprawiając większość o przygnębiający nastrój. Był marzec, wydawać by się mogło, że wszystko powinno budzić się do życia, a tymczasem jakby zamarło.

Mrok snuł się powoli, dając się od czasu do czasu zdemaskować. Nawet wypady do Hogsmeade nie były takie, jak kiedyś. Miasteczko pełne było aurorów, którzy kontrolowali każdy lokal. Odkąd śmierciożercy wtargnęli na teren szkoły, było ich coraz więcej, a możliwości uczniów bardziej ograniczone.

Hermiona szła razem z Harrym w stronę Dziurawego Kotła chcąc odprężyć się choć na chwilę. Ostatnie wydarzenia odcisnęły piętno na jej psychice, a okazało się, że Potter był największym wsparciem. Ron, który w tym wszystkim myślał wyłącznie o sobie, nie odzywał się do dwójki od momentu, w którym Dumbledore poinformował szkołę, że Alexandraise była niewinna, i za wszystkim stali śmierciożercy. Dziewczyna miała dość jego ciągłych pretensji, krzyków i niezadowolenia.

- To jest jakiś podstęp – powiedział, kiedy cała trójka znalazła się w pokoju wspólnym tamtego wieczora. – Nie wierzę w to, że jest niewinna. Gdzieś musi być jakiś haczyk – uparcie stał przy swoim.

Potter westchnął ciężko, zajmując miejsce na kanapie znajdującej się naprzeciwko kominka. Wpatrywał się w płomienie i raczył bijącym od nich ciepłem.

- Stary – zaczął spokojnie – przecież słyszałeś o tym, co powiedział Dumbledore. Jeżeli sprawa została zbadana, i on wie o tym, że Ross jest niewinna, to ja mu wierzę. Dajmy już sobie z tym spokój – Harry’emu chodziło o dobro Hermiony. Wiedział, że była zmęczona zachowaniem rudzielca, który bezpodstawnie uczepił się jej przyjaciółki.

Sama zainteresowana znalazła się automatycznie naprzeciwko Rona i obdarowała go wyzywającym spojrzeniem.

- Ron – zaczęła ostro – mam już po dziurki w nosie twojego zachowania. To byli śmierciożery. Akurat ty powinieneś to zrozumieć, zważając na to, co wydarzyło się podczas świąt – jego twarz poczerwieniała, a pięści zacisnął.

- Co do tego wszystkiego ma spalenie Nory?

Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem i zaśmiała się nerwowo.

- Ano to, ty niedomyślny hipogryfie, że ich już nic nie powstrzyma. Jakimś cudem pokonali bariery chroniące Hogwart i twój dom. Tak samo jak Harry – spojrzała ukradkiem w stronę Pottera – wierzę dyrektorowi. W tej chwili zamykam temat. Jeśli jeszcze raz usłyszę, że znowu do niego wracasz, po raz pierwszy w życiu użyję zaklęcia niewybaczalnego, obiecuję ci to – zagroziła.

Chłopak wstał, poprawił swoją szatę i obdarował ją karcącym spojrzeniem.

- Jak sobie życzysz – powiedział i nawet się nie żegnając, powędrował w stronę dormitorium.

- Jesteś egoistą, Ronaldzie Weasley! – rzuciła na odchodne – ostatnimi czasy, w ogóle nie mam w tobie wsparcia. Cały czas kierujesz się jakimiś chorymi uprzedzeniami – chłopak zatrzymał się i już chciał coś powiedzieć, kiedy Hermiona weszła mu w słowo – nie chcę już ciebie słuchać. Kładź się do łóżka i śpij spokojnie.

Od tamtej pory nie zamienili ze sobą ani jednego słowa.

Kiedy wraz z Potterem znaleźli się przy wejściu do Dziurawego Kotła, dostrzegli dwójkę aurorów. Jednym z nich była Tonks, która uśmiechnęła się do nich lekko i wyciągnęła w ich stronę dłoń.

- Macie przepustki? – zapytała.

Harry zaczął przeszukiwać kieszenie swoich spodni. Po chwili wręczył jej dwa pogniecione zwitki pergaminu z podpisaną zgodą profesor McGonagall.

- Super, możecie wchodzić – zeszła im z drogi. Oboje skinęli głowami i weszli do ciepłego pomieszczenia, które było prawie puste. Wcale ich to nie dziwiło. Większość uczniów Hogwartu, opuściła szkołę obawiając się o swoje bezpieczeństwo, a inni odwiedzali Hogsmead tylko wtedy, kiedy czegoś naprawdę potrzebowali.

Dwójka rozejrzała się po pomieszczeniu, choć ze znalezieniem wolnego miejsca nie było problemu. Dziewczynie zaczęło szybciej bić serce, kiedy dostrzegła Alexandraise zajmującą stolik gdzieś w kącie i pochylającą się nad książką.

- Może dosiądziemy się do niej? – zaproponował Harry.

Hermiona spojrzała na niego, unosząc brwi ku górze.

- Skąd ten pomysł?

Chłopak wzruszył ramionami.

- Po prostu. Chyba nas za to nie zabije. – uśmiechnął się, na co w odpowiedzi uzyskał mordercze spojrzenie przyjaciółki.

- Harry – zaczęła – nie wydaje mi się, żeby zechciała ze mną rozmawiać. Zwątpiłam w nią. Ona mi tego nie wybaczy.

- Dlaczego miałaby nie wybaczyć?

- Bo doskonale ją znam – syknęła, starając się, aby mówić najciszej, jak tylko potrafiła.

- Jeśli obie będziecie tak się z tym czaić, to nigdy ze sobą nie porozmawiacie. Zachowujecie się śmiesznie – oznajmił. Miał na myśli to, jak obie dziewczyny odnosiły się do siebie w szkole. Ich rozmowy ograniczały się jedynie do zwykłych powitań. Od czasu do czasu, zwłaszcza na eliksirach, jedna prosiła drugą o podanie poszczególnych ingrediencji, wtedy, kiedy znajdowały się bliżej jednej z nich. Chłopak zauważył, w jaki sposób siebie obserwowały. Nie był na tyle głupi i niedomyślny, aby nie zauważyć tęsknych spojrzeń.

Ross wiedziała, że rozmawiali o niej. Już od dłuższego czasu postanowiła udawać, że czyta książkę, tylko dlatego, aby skupić się na tym, co mówili. Postanowiła zrobić pierwszy krok. Odniosła wrażenie, że mogliby tam stać bezustannie.

- Cześć – odezwała się, obdarowując ich lekkim uśmiechem.

Harry odwzajemnił jej uśmiech, co było co najmniej dziwne biorąc pod uwagę jego nastawienie przez te wszystkie lata. Czasami nie był lepszy od Rona, choć z dwojga złego Pottera mogła nawet znieść.

Chłopak chwycił Hermionę za ramię i poprowadził w stronę stolika. Kiedy usiedli obok Ślizgonki, przez chwilę panowała niezręczna cisza. Alexandraise zamknęła książkę i instynktownie chwyciła za ucho filiżanki, w której jeszcze niedawno znajdowała się kawa.

- Co powiecie na piwo kremowe? – zaproponował Harry, już wstając od stolika.

Alexandraise sięgnęła do swojej kieszeni, w której znajdowały się jedynie dwa knuty. Nie miała praktycznie żadnych pieniędzy, dlatego nie mogła pozwolić sobie na takie niepotrzebne wydatki. Nie zamierzała jednak przyznać, że nie było jej po prostu na to stać.

- Ja podziękuję – oznajmiła – Nie lubię piwa kremowego – skłamała. Napój ten był jednym z jej ulubionych.

- Jak można nie lubić piwa kremowego? – zdziwił się – No to zaraz polubisz. Ja stawiam. – oznajmił i już go nie było.

Hermiona nie odzywała się tylko uśmiechała lekko, będąc jednocześnie niemiłosiernie spiętą. Nadal siedziała w kurtce i grubej czapce. To było co najmniej dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że w Kotle było przyjemnie ciepło.

- Rozepnij się chociaż trochę – odezwała się Alexandraise nie kryjąc swojego rozbawienia – na pewno gotujesz się od środka.

Gryfonka zdjęła kurtkę trzęsącymi się dłońmi i również postanowiła się odezwać. Nie zniosłaby dłużej tej ciszy.

- Co ciekawego czytasz? – zapytała, zerkając na okładkę książki, która leżała przed Ross.

- Anię z Avonlea – oznajmiła – Co prawda czytałam ją wcześniej, ale sama dobrze wiesz, że uwielbiam wracać do książek, które w jakimś stopniu na mnie wpłynęły.

Hermiona skinęła głową. Oczywiście, że doskonale o tym wiedziała. Czasami nie potrafiła tego zrozumieć. Ślizgonka wolała przeczytać jedną książkę kilka razy niż sięgnąć po jakąś nową.

Na szczęście albo i nie, po chwili zjawił się Harry z trzema kuflami piwa.

- Słyszałam – zaczęła Granger, biorąc uprzednio łyk słodkiego napoju – że lekcje mugoloznawstwa znacznie różnią się od tych z poprzednich lat. Lavender i Parvati są oczarowane. Rozmawiają tylko o tym. Oczywiście nie biorę pod uwagę tematów związanych z chłopakami i dbaniem o urodę – zaśmiała się lekko.

Harry spojrzał na książkę, która leżała przed rudowłosą.

- Właśnie! Podobno czytacie mugolskie książki.

Alexandraise skinęła głową potwierdzająco.

- Rosier jest nietuzinkową nauczycielką – powiedziała, a jej oczy zalśniły z ekscytacji – Nie mogę powiedzieć, że jest… ugodowa, ale…

- Terry Boot powiedział, że to chyba zaginiona żona Snape’a. – prychnął Harry – Wydawał się być całkowicie o tym przekonany. Jakby Snape rzeczywiście był zdolny do czegoś takiego…

- A nawet jeśli, to co w tym dziwnego? – zapytała Hermiona, patrząc na niego z wyrzutem.

- To, że to jest Snape? Chyba ci nie muszę tego tłumaczyć. Nie wyobrażam sobie go w roli kochającego męża, a jeszcze bardziej… ojca. Myślałyście kiedyś nad tym? – chłopak sprawiał wrażenie, jakby zjadł coś zepsutego. Wyobraźnia pozwoliła sobie na zdecydowanie za dużo obrazów w jego głowie.

- Wszyscy wiedzą jaki jest Snape – zaczęła spokojnie Alexandraise, jednak w środku czuła się dziwnie. Dobrze wiedziała, co myślał na temat jej opiekuna Potter. Zresztą, to co myśleli Gryfoni i cała reszta szkoły również. Swoją drogą, zasłużył sobie na opinię przerośniętego nietoperza, z zimnym głazem zamiast serca, ale to nie oznaczało, że nie był skłonny do niektórych uczuć – jakkolwiek dziwacznie by to brzmiało. – Ale jako nasz opiekun jest dobry. Tak, dobry. – zaznaczyła, kiedy spostrzegła grymas niezadowolenia na twarzy Harry’ego.

- Ależ tak! Całe życie mieliście z nim dobrze. Zawsze was bronił, nawet wtedy, kiedy wina rzeczywiście leżała po waszej stronie…

- Wiem, co chcesz przez to powiedzieć. Nie ma ludzi idealnych, a stary Snape z pewnością tym ideałem nie jest. Obiektywnie rzecz ujmując, muszę przyznać rację co do tego, że w większości przypadków nie zawsze był sprawiedliwy. I tak, faworyzował Ślizgonów. Bardziej chodzi mi o to, że wie, czym jest odpowiedzialność. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie pomógł mi, kiedy działo się to wszystko…

Przez chwilę zapanowała grobowa cisza, której nikt nie miał odwagi przerwać.

- Starał się o to, abym w tym wszystkim myślała racjonalnie i mówiła tylko prawdę. Gdyby nie jego rozmowy ze mną, mogłoby być różnie. Zresztą, wracając do Rosier, to z tym, że to jego żona, to lekka przesada – zmieniła zgrabnie temat, choć wiedziała, że i tak kiedyś do niego ponownie powrócą.

- Podobno nie jest od niego lepsza – powiedział Harry

- A Parvati i Lavender mówią, że to ich ulubiona nauczycielka. Trelawney poszła w odstawkę. Według nich jest świetna w każdym calu.

- Chyba się z nimi zgodzę – odparła rudowłosa – Stawia bardzo na uświadamianie nas o tym, że mugole nie różnią się niczym od czarodziejów. Według niej, wszyscy jesteśmy tacy sami. Nie mówimy o tym, jak uruchomić telewizor czy pralkę, ale o naprawdę istotnych rzeczach. Co jakiś czas omawiamy klasyki mugolskiej literatury. Dużo też dyskutujemy.

Hermiona przysłuchiwała się temu z zachwytem.

- Naprawdę? Rzeczywiście jest inaczej. To niesamowite, że mówicie o takich rzeczach. Ciekawe, czy mogłabym przyjść na któreś zajęcia.

- Wydaje mi się, że nie byłoby w tym żadnego problemu. Im więcej, tym lepiej.

- Świetnie! A ty, Harry, mógłbyś się czasami sam o czymś przekonać niż tylko sugerować się opiniami innych – pouczała go przyjaciółka.

- Tak? A ty niby robisz teraz coś innego, słuchając Alexandraise?

- To jest inna sytuacja – Hermiona jej ufała.

Tak, nadal jej ufała.

***

Udało mu się. Zrobił to bez żadnych komplikacji. Najlepszym było, że nikt go nie podejrzewał. Mógł nadal swobodnie poruszać się po szkole bez obawy, że ktoś mógłby go zdemaskować. Uśmiechał się mimowolnie na wspomnienie sparaliżowanego ze strachu Colina Creeveya. Czerpanie satysfakcji z ówczesnego stanu psychicznego chłopaka było owszem – nieco despotyczne, ale bardziej w tym wszystkim liczył się fakt, że wykonał zadanie od początku do końca. Mógł być z siebie dumny. Ona na pewno będzie i on także.

Z rozmyślań wyrwał go odgłos delikatnych kroków. Przez to, że w pokoju wspólnym już dawno nie było nikogo oprócz niego ze względu na bardzo późną porę, wszechogarniająca cisza pozwoliła na usłyszenie nawet najcichszego dźwięku. Wyprostował się w fotelu i przetarł oczy. Do pomieszczenia wsunęła się ukradkiem rudowłosa dziewczyna. W jednej dłoni trzymała różdżkę, a w drugiej jakąś książkę. Ubrana była w czarny dopasowany golf, grafitową spódnicę sięgającą do kolan i rajstopy w tym samym odcieniu. Ognistorude włosy splecione były w niezdarny warkocz, który sięgał jej do pasa.

- Zawsze skradasz się tak po nocy? – zagaił prawie szeptem.

Jakież było jej zdziwienie, kiedy ujrzała blondyna siedzącego w wielkim, starym fotelu, zerkającego przeszywającym wzrokiem w jej stronę.

- Zależy co masz na myśli mówiąc zawsze – już miała kierować się w stronę dormitorium. Potrzebowała snu. Czuła piasek pod swoimi powiekami. Wtedy Malfoy odezwał się ponownie.

- Nie znam cię… Stąd to pytanie – wzruszył ramionami.

Dziewczyna uniosła brwi ku górze.

- Czuję się zaszczycona – zaczęła, nie kryjąc swojego ironicznego tonu – Sam Draco Malfoy zadaje mi pytania, i do tego związane bezpośrednio ze mną. Masz w tym jakiś interes?

- Zawsze musisz być taka chłodna? – zapytał spokojnie.

Prychnęła i przewróciła oczami. Odezwał się chłopak – ciepła – klucha, pomyślała.

- Nadużywasz słowa ,,zawsze’’, zauważyłeś?

Na bladej twarzy blondyna pojawił się lekki uśmiech. Bawiła go cała ta dziwna dyskusja, którą poniekąd zaczął sam.

- Przywiązujesz do tego aż tak wielką uwagę?

- Sugeruję tylko, że zasób synonimów masz prawdopodobnie niewielki.

- Załóżmy, że masz rację. Czym zatem powinienem zastąpić słowo ,,zawsze’’?

- Ciągle?

- Ciągle musisz być taka chłodna? – powtórzył, wyraźnie podkreślając ostatnie słowo.

- Nie powinieneś brać tego zbytnio do siebie. Z pewnością nie jestem kimś, z kim chciałbyś utrzymywać jakikolwiek kontakt. Zresztą, vice versa.

- Skąd ten wniosek?

Alexandraise była zdezorientowana. Uświadomiła sobie, że chłopak mógł po prostu robić sobie z niej żarty, dlatego też westchnęła ciężko i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony, powędrowała w kierunku swojej sypialni.


Draco zachichotał. Jego nowa koleżanka wydawała się być bardzo interesująca. 

2 komentarze:

  1. Wow! W jeden dzień wręcz pochłonęłam wszystkie rozdziały XD
    Naprawdę, niesamowita historia. Te wszystkie odniesienie do literatury, nawiązania to klasyków... Po prostu skradły moje serce. Udowodniałaś, że można idealnie połączyć światy HP, z naszym, tak aby ni w tym nie zgrzytało. Nie wiem jak mogę jeszcze opiewać Twoje dzieło...
    Może napiszę jeszcze parę zadań o bohaterach. Bardzo spodobało mi się to, że zachowanie postaci popierasz ich podłożem psychicznym, emocjonalnym. Wyjaśniasz wszystko czytelnikowi,a nie tylko płyto opisuje.
    Życzę dużo weny!
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie za komentarz! Serce się raduje widząc tak pozytywne słowa na temat mojego (s)tworu! Również pozdrawiam!

      Usuń

Obserwatorzy